poniedziałek, 29 lutego 2016

Ho Chi Minh


Witamy :)
Przepraszamy, że tak późno.
Najpierw nie było czasu, potem okazało się, że blogspot jest blokowany w Wietnamie, teraz nie mieliśmy dobrego netu, korzystamy z chwili i uzupełniamy.

Poniżej krótka fotorelacja z naszego pobytu w Ho Chi Minh dawnej Sajgon.

Miasto które wiele osób kojarzy pod nazwą Sajgon nazywa się obecnie Ho Chi Minh na cześć założyciel i przywódca polityczny Komunistycznej Partii Indochin, premiera i prezydenta Wietnamu Hồ Chí Minh'a.
Trochę śmiesznie, to tak jakby przy innych okolicznościach przyrody w Polsce zamiast "Warszawa" miasto nazywało się "Julian Marchlewski" albo "Feliks Dzierżyński"

W Sajgonie można zrozumieć dokładnie sens powiedzonka "Ale Sajgon"
Prawie bezustanny zgiełk, ruch, donośny dźwięk klaksonów, niezliczone skutery, wszechobecni handlarze wszystkim.
Tego nie da się opisać słowami, pokazać na zdjęciu, usłyszeć. Trzeba doświadczyć tego miast, żeby poczuć klimat tego powiedzonka. Dodatkowego uroku dodaje ponad 35 stopniowy upał połączony z wysoką wilgotnością. Sajgon.


Pierwsze chwile po wyjściu z hotelu.

Ruch umiarkowany.

Kronikarsko. Przylecieliśmy około 14:00, upał niesamowity.
Taxi stoją tuż pod wyjściem z lotniska. Kurs 150000 dongów czyli 25 zł prawie do centrum turystycznego. Nocujemy tu, koszt 25$.
Po krótkiej chwili idziemy coś zjeść, decydujemy się na Cyclo Resto i jest to doskonały wybór.
Już na dzień dobry doświadczamy wyjątkowych smaków kuchni wietnamskiej.
5-daniowa degustacja kosztuje 6$ i fantastyczne, polecamy.


Jest tu też szkoła gotowania.


Na początek spring rolls z krewetką na ostro.

Zupa na owocach morza z ogórkiem, a później trzy rodzaje mięsa w różnych smakach.
Ciężko było zmieścić kolejny podpis.

Po jedzeniu ruszyliśmy na wieczorny spacer. Mała próbka tego co widać w Sajgonie poniżej, jak pisaliśmy, obraz czy słowo to za mało żeby to dobrze przedstawić.










Zwyczajne przejście przez ulicę.


Ulica Bùi Viện która nigdy nie zasypia.


"Ale Sajgon" w pełnej krasie 

Kolejny dzień, kolejne wyzwania. Zaczynamy tradycyjnie od jedzonka, tym razem w Bún Chả i to świetny wybór. Małe porcje kilku lokalnych przysmaków za 150000 dongów i ruszamy dalej w miasto.


Na skuterach drzemią nie tylko psy, ale też ludzie.


Późne śniadanie.

Jest bardzo gorąco więc korzystamy z podwózki.


Karolkę zmęczył upał.
Ale jesteśmy bardzo zadowoleni.


Notre Dame


Poczta Główna. W tle wszechobecny portret Ho Chi Minh.
Jego wizerunek można zobaczyć wszędzie, jest też na wszystkich nominałach banknotów.
Sprawdzajcie skrzynki.


Zwyczajne skrzyżowanie.

Kobietom w tych kapeluszach jest bardziej do twarzy.

Popołudniu ruch nieco większy.

Dzieciaki na ulicy.


Uliczne żarcie, za 15000. Karolka zachwycona.


Dla osób nieznających angielskiego tłumaczę:
To jest bar Bara.
Z tego miejsca pozdrawiamy Basię ;)

Nocny targ na którym kupisz prawie wszystko.
Na tym zdjęciu są akurat owoce.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz