wtorek, 1 marca 2016

Ha Long Bay


Zatoka Ha Long.
Słynna zatoka Ha Long to jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc w Wietnamie, obowiązkowy punkt podczas objazdu.
Ze względu na odległość od Ho Chi Minh i koszty połączeń decydujemy się na samolot do Hai Phong i dalej busem do miast Ha Long.
Koszt samoltu to niecałe 90$ za dwie osoby z wliczonym bagażem do nadania.
Na lotnisku w Hai Phong bierzemy taksówkę, która ma nas zawieść do busów.
Z początku wygląda, że wszystko jest ok, ale już w taksówce kierowca nie rozumiejący nic po angielsku sprawia wrażenie, że nie wie gdzie nas zawieść.
Dopiero rysunek autobusu z napisem Ha Long utwierdza go gdzie jedziemy.
Koszt 150 000 dongów, myślę że można by się dogadać zawczasu na 100 000.

Od razu gdy wysiadamy z taxi podchodzi do nas miejscowy i kieruje nas do swojego busa.
Nie ma się co zastanawiać, upewniamy się, że jedziemy do Ha Long City i wsiadamy.
Koszt 80 000 dong za osobę.

Stary busik wolno toczy się przez miasto przy otwartych drzwiach, licząc, że zabierze jeszcze kolejnych pasażerów.
My przez okno oglądamy Hai Phong. 
To co się rzuca w oczy to masa flag Wietnamu oraz komunistycznych plakatów, flag, proporców.
Jakby było tuż po rewolucji.
Busik przypomina małe lokalne pojazdy w których wszyscy się znają, wiedzą gdzie być lub gdzie zadzwonić żeby go akurat złapać, przez otwarte drzwiczki właściciel nawołuje kolejnych pasażerów.
Zastanawiamy się ile potrwa taka podróż.
Płonne nasze obawy.

Za miastem rozpoczyna się dla nas podróż życia.
Kierowca wrzuca kolejny bieg, drzwiczki się zamykają i zaczyna się szaleństwo.
Z początku jesteśmy autentycznie przestraszenie, później rozbawieni do łez.
Nasz kierowca, którego nazywamy „On” za punkt honoru stawia sobie wyprzedzić wszystkich na drodze.
Jak w grze komputerowej, w której im trudniejszy manewr wykonasz tym więcej punktów zdobędziesz.
„On” jedzie. Z drogi!
Nie ma znaczenia ilość miejsca, wielkość pojazdu z naprzeciwka.
Zamiast hamulca używany jest donośny klakson. On jedzie i nic nie może stanąć mu na przeszkodzie, wszyscy muszą ustąpić, włącznie z  kilkunastotonowy ciężarówkami jadącymi z naprzeciwka gdy On właśnie wyprzedza podobną.

Oczywiście trzeba pamiętać o pasażerach, którzy chcą się zabrać po drodze.
Więc w miejscach w których się ich spodziewają otwierają drzwiczki i krzyczą zawczasu przez nie.
Jeżeli nikt nie machnie nie zwalniamy nawet na chwilę.
Zarówno kierowca na drodze jak i jego pomocnik w środku (chyba brat) robią wszystko w ekstremalnym pośpiechu.
Ciekawe ile czasu robił ich ojciec?
Minimum dwugodzinną trasę przejeżdżamy w półtorej, po czym nasz pomocnik zostawia nas w pośpiechu na środku drogi szybkiego ruchu.
Jesteśmy w Ha Long City, ale nie koło hotelu.
Z ofertą podwiezienie od razu zjawiają się kierowcy skuterów.
Taa, z walizką to będzie kolejna przygoda :) łapiemy jednak taxi.
Koszt 110 000 dongów.

Z perspektywy czasu można by było od razu wziąć transport z lotniska do hotelu.
Koszt byłby podobny, ale nie mielibyśmy tylu przygód.
Natomiast dla grupy 3-4 osobowej, której zależy na czasie najlepszym rozwiązaniem jest dogadanie się na lotnisku w Hai Phong na bezpośredni transport do hotelu w Ha Long City.
Nam nasz taksówkarz z lotniska proponował kurs za 800 000 dongów.


Do Hanoi łatwo się dostać :)
My tym razem do Hai Phong

To nasz busik.
On siedzi za kierownicą.
Przygoda nie do opisania.

Tak wygląda Hai Phong.

Propaganda? Skądże.


Typowa Wietnamska instalacja.

Jedzonko jest świeżutkie.

I sympatyczne.

To jest akurat owoc.

W Ha Long spotkaliśmy się z naszymi przyjaciółmi którzy podróżują po Azji Południowo-wschodzniej.
Na zdjęciu Adam, którego za chwilę zje jakiś koleś.

Wcinamy świeżutkie owoce morza.

A tak na serio do wejdźcie koniecznie na bloga Frani i Adama:
czterykranceswiata.com
Fantastyczna podróż i cieszymy się, że mogliśmy się spotkać z nimi w jej trakcie.

Wybieramy się na rejs po zatoce Ha Long.
Jak widać pogoda nie rozpieszcza.
Dodatkowo musimy mieć ze sobą walizki, po rejsie od razu do Hanoi.

Wycieczkę zamówiliśmy w hotelu.
Nie ma dużych różnic pomiędzy tym co jest oferowane w biurze, a co w agencjach turystycznych.
Nam zależało dodatkowo na busie powrotnym do Hanoi.

Pierwsza wyspa na której się zatrzymujemy.
Mnóstwo turystów.






Jaskinia jest przepięknie oświetlona.


Ale trudno o zdjęcie na którym nie ma tłumu turystów.



Tak wygląda przystań przy wyspie.
Jak łatwo się domyślić, turystów jest dużo.

Z Franią :)

A tu Adaś ujeżdża wietnamski okręt.

Kolejny przystanek to zwiedzanie okolicznych wysp "kajakami".
Nie korciło nas to ze względu na pogodę i cenę 6$ od osoby.


Zostaliśmy na brzegu i cieszyliśmy się ze spotkania.



Mieliśmy towarzystwo :)

Tak wygląda większość zatoki Ha Long w tej części.





Tak wygląda nasz prom od środka.




Rozmowy o podróżach po świecie z poznaną parą Argentyńczyków mieszkających aktualnie we Włoszech.